Pomarańczy, brązów, żółci i zgniłych zieleni…ech – nie lubię! Przecież kocham róże, mięty, błękity i wszelakie pastele. A ponieważ przed wakacjami skończyłam szkołę dla kolorystek, dowiedziałam się, że takie dziewczyny, jak ja, nie wyglądają dobrze w ciepłych kolorach. Jestem teraz taka wykształcona i mądra i wiem, że jest nas aż dwanaście! Dwanaście typów urody. Wiosna, lato jesień…Ciepła, zimna, kontrastowa, zgaszona…można się pogubić – albo wręcz przeciwnie – można wreszcie zrozumieć, dlaczego nam dobrze w różowym, a w pomarańczowym zupełnie nie.
Idąc dalej, sama ja, dowiedziałam się na mój własny temat, że jestem „zimnym latem” a co za tym idzie, moimi kolorami są niebieskości i różowatości. No i wszystko się zgadza. W takich przecież najlepiej się miewam i takimi otaczam się na prawo i lewo. Ale…przyszła jesień! A z nią te wszystkie kolory, w których mi nie do twarzy, których poza jesienią nie lubię, nie akceptuję, odwracam od nich oczy! W ten oto sposób ochotę mam wielką zakładać szkockie kraty, farbować włosy na rudość ognistą, a dom otaczać dyniami, kasztanami, jarzębiną… To jest ten jedyny moment w roku, kiedy w moich oczach dzieje się coś dziwnego i to, co normalnie mnie odrzuca – zaczyna kusić i pociągać.
W ten oto sposób wynajduję niepasującą do mojego typu urody oliwkowato-zieloną sukienkę. Dzięki Bogu, w fioletowe kwiatuszki między innymi. Ale ponieważ skończyłam tę mądrą szkołę dla kolorystek i stylistek, to wiem, że można pomóc sobie makijażem, dodatkami, by wyglądać trochę lepiej w tym, w czym normalnie wygląda się jakby nie bardzo.
Założyłam więc, umalowałam się, wytargałam mojego osobistego męża w zarośla i sprawiłam sobie przyjemność robiąc te oto zdjęcia. Oczywiście, że zmarzłam, bo przecież to już nie ta pora roku, żeby boso po trawie…no ale od czego jestem wariatką. Przyjemność późniejszego oglądania efektu, jak to moja uroda – mówiąc zawodowym slangiem kolorystów – „udźwignęła” strój, którego na co dzień nie dźwiga – bezcenna.
Tymczasem sukienka ATMOSPHERE, którą mam na sobie trafia do mojego sklepiku SZAFY ANETKI. Można sobie sprawić, nawet jeśli nie jest się jesiennym typem urody podobnie do mnie. Będzie to pretekst do zrobienia lepszego makijażu, by „uroda udźwignęła” koloryt ubrania, którego normalnie by nie udźwignęła.
Niestety ubranko dostępne bez tej spodniej haleczki, która robi efekt nie ma co mówić…no ale mniemam, że niejedna kobitka posiada niejedną haleczkę we własnej szufladzie zatem, będzie co włożyć pod spód.
A jeśli byście chciały drogie kobiety dowiedzieć się jakim typem urody jesteście, dokonać analizy kolorystycznej…albo ze mną pogadać – do dajcie znać. Tymczasem zapraszam na zakupy. Albo przynajmniej – jeśli dziura budżetowa – to by „napaść” oczy. Będzie piękniej.