Wojenne dziewczyny.
Zawsze, kiedy Zbyszek robi mi zdjęcia, które choć trochę są inspirowane latami 40. rzuca hasło: „wojenne dziewczyny”. Zdaje mi się, że jest lub był taki serial w tv?
W moim od niedawna mieście, w Pleszewie, nie trudno o efekt w stylu „wojennych dziewczyn” ponieważ architektura: wszechobecne kamienice i stare zabudowania sprzyjają stylizacjom nawiązującym do lat wojennych lub powojennych.
Ostatnio na facebookowym profilu przeprowadziłam mini ankietę na temat tego, co w modowych inspiracjach podoba się bardziej: lata 40 czy 50? I choć wiele z Was kocha lata 50. i zagłosowało na stylizacje z tego okresu, to jednak znaczna część wybrała lata 40, nazywając je przy okazji bardziej „poręcznymi” i użytkowymi od lat 50.
U mnie ten dylemat i walka miedzy 40 a 50 trwa w najlepsze! Jednakże jesienią bardzo często w mojej szafie i nastroju wygrywa to, co nawiązuje do wojennych dziewczyn. A ponieważ wrzesień jest już dla mnie zielonym światłem dla tej pory roku…zatem zaczęły się poszukiwania i kompletowanie garderoby, która będzie posiadać sporo elementów inspirowanych latami 40.
Dziś na światło dzienne wydobyłam pierwszy z moich nowych nabytków na rozpoczynający się sezon jesienny. Burgundowa sukienka w kremowe groszki, bardzo prosta jednakże naprawdę wdzięczna, to póki co moja „seconhandowa” ulubienica i to dzięki tej ulubienicy za grosze spotkała mnie dziś w Pleszewie fantastycznie miła przygoda.
Dziś w Pleszewie, w którym mieszkam, odbył się rajd pojazdów zabytkowych. Bardzo lubię dopasowywać mój ubiór do okoliczność. Jeśli wybieram się do wrocławskiego Capitolu na musical „Hair” to tylko w stroju flower power, choć jest to totalnie nie moja estetyka. Dzisiaj postanowiłam zrobić to samo i wydobyłam z szafy moją 40s vintage dress. Fryzurę, buty, torebkę starałam się wpasować w klimat stylizacji licząc, na jakieś małe zdjęcie „przy okazji”. Niezwykle trudno było nam uchwycić jakiś ładny kadr, ponieważ ilość oglądających była całkiem spora, jednak moja próba wpasowania się w samochodowe tło wzbudzała coraz większe zainteresowanie właśnie ze względu na stylizuję. W którymś momencie zostałam nawet zapytana, czy przyjechałam jednym z aut, ponieważ absolutnie do mnie pasuje. To było przemiłe. Między mną, a obecnymi zachodziło dużo wymiany uprzejmości i serdeczności. Nie spodziewałam się jednak, że zostanę zaproszona przez właściciela zabytkowego Forda z lat 20/30 XX wieku, by zasiąść w aucie i sprawić sobie sesję, o której naprawdę marzyłam.
Właściciel („Auto po babci” <http://autopobabci.pl/o-nas/>) nie tylko zaprosił do wnętrza tego starego cuda na czterech kołach. Z każdą chwilą coraz bardziej ośmielony, kreował moje kolejne pozy przy autach. To było niezwykle miłe, zabawne i przyjemne zdarzenie. Pomyślałam sobie: „to kocham”. Kocham spotkania z drugim człowiekiem i wszystko co robię, robię właśnie po to: dla relacji i nieoczywistych spotkań. Jakże niezmiernie się cieszę każdorazowo, gdy okazuje się, ze ubrania stają się pretekstem do relacji, do zapoznawania i zaprzyjaźniania się!!!
Czuję się wniebowzięta. Prawdziwie. Czy życie nie jest fascynujące?
A przy okazji mojego wniebowzięcia, jeśli poszukujecie w Wielkopolsce auta z lat 20-30 polecam „Auto po babci”. Zaś o historii samochodów, które posłużyły za wspaniałe tło w powyższych zdjęciach może cie poczytać tutaj.
sukienka VINTAGE | buty Balagan Studio | torebka VINTAGE | photo ZBIGNIEW FONS