Perspektywy

Acha…Więc moje życie będzie takie, jak perspektywa, którą wybiorę!

Skąd mi się to wzięło, że świat widzę wspaniałym, a ludzi cudownymi…

Czasem aż tak, jakby zło było czymś marginalnym — a przecież wiem, tak nie jest. Choć z dziecięcą naiwnością spoglądam w cudze oczy, wzbraniam się od bycia naiwniakiem.

A przecież jako dziecko nasiąkałam bólem odrzucenia, samotności, szpitalnej zgrozy…

Ale przecież babcia w domu zawsze czekała z drożdżowym.

Babcina herbata z domowym plackiem postawionym na domową ławę — zupełnie jakby ktoś otulił mnie miękką kołdrą, wyrywając z serca wspomnienia przeżytego zła.

Nagle jednak stałam się duża, dorosła a ból istnienia nieznośnie urósł w siłę bez babcinych zabiegów kojących życiowe bolączki.

Mądrych jednak spotkałam nauczycieli dorosłego życia. Mówiąc do mnie: „spójrz, masz przed sobą dwie perspektywy — orła i kury” wskazali stojący przede mną wybór.

Acha…Więc moje życie będzie takie, jak perspektywa, którą wybiorę!

Perspektywa kury.

Najprostsza do zaabsorbowania. Najtrudniejsza do zniesienia.

Z tego poziomu wszystko przerasta. Mniejsze ode mnie są tylko robaki. Cała reszta to za wysoki płot. Ogrodzenie, które zawęża mój świat, wpychając mnie do jedynie słusznego miejsca, z którego nie ma drogi wyjścia, jest barierą nie do pokonania. Nawet jeśli jestem kurą „z wolnego wybiegu” mój świat jest bardzo ograniczony. Moim przeznaczeniem jest przynosić oczekiwane korzyści. Jeśli się nie sprawdzę…będę złym ptakiem skazanym na zagładę.

I czy kiedykolwiek kurze wolno zobaczyć, że istnieje niebo?

Przeznaczeniem kury przecież jest codzienne wracanie na grzędę. Choćby kura wspięła się na szczyty swych kurzych możliwości, myśląc sobie o świecie „za płotem” gdy robi się ciemno — traci wzrok.

Ostatecznie kura musi zrozumieć: „świat jest niebezpieczny, ludzie to oprawcy, skończę w rosole”.

Perspektywa orła.

Nienaturalna. Nieoczywista. Niebezpieczna.

Muszę przecież wypaść z gniazda. Spod ciepłych skrzydeł maminych wystawić głowę — zaryzykować, rzucając się w przepaść. Niemożliwe, by to skończyło się obiecanym sukcesem oglądania przestworzy.

Ale dobra matka wie. Ona to rozumie: „musisz wypaść z gniazda, używając własnych skrzydeł. Użyj skrzydeł moje dziecko!”.

Czy moment, w którym nieograniczone pole widzenia pozwala mi widzieć świat pięknym, bezgranicznym miejscem może równać się z czymkolwiek innym?

Ryzykowna nauka wypadania z ciepłego legowiska, z niepewnością miękkiego lądowania, pozwala mi jednak zrozumieć — posiadam skrzydła! Najcenniejszy życiowy dar, który pozwoli wznieść się ponad każdy płot.

Skąd mi się to wzięło, że świat widzę wspaniałym, a ludzi cudownymi…?

Porzuciłam strefę komfortu.

Wyskoczyłam z gniazda.

Zapraszam do sklepu online

Strona używa plików Cookies

Korzystając ze strony akceptujesz politykę prywatności i politykę plików cookies.