O kobiecie, która nie chciała mieć dzieci.

Bądźmy dla siebie dobrzy: w sprawach delikatnych – delikatni, w chwilach smutnych – wspierający, w sytuacjach różnicy zdań – dojrzali. Świat pomieści nas wszystkich. A Pan Bóg, jeśli ktoś wierzy, że On jest… On sobie poradzi z każdą innością tego świata. Bo to są Jego sprawy.

Nigdy nie chciałam mieć dzieci. No – prawie nigdy. Nie dlatego, że nie lubię. Po prostu nie marzyłam nigdy o tym, by być rodzicem. Kocham bycie ciocią, panią od zajęć, a przez całe lata wyniańczyłam niezłą gromadę dzieci, będąc opiekunką. Kochałam je, przytulałam, całowałam stłuczone kolana, przewijałam. Jednak nigdy nie marzyłam o byciu mamą. Nigdy nie czułam, że w życiu mi czegoś brakuje, że w domu, który tworzę z najlepszym na świcie człowiekiem, brakuje innego małego człowieka, który wypełni pustkę… Nie – te emocje nigdy nie pojawiły się w moim sercu, głowie… Szczęście wypełnia mnie po brzegi. W tym miejscu, w którym jestem, ze stanem posiadania, który mam.

Jednak… przez lata słyszałam: „jesteś egoistką, nie masz celu w życiu, twoje życie jest bez sensu, żyjesz tylko dla pieniędzy, to, co tworzycie ze Zbyszkiem, to nie jest prawdziwy dom, prawdziwa rodzina…

Zdarzało się, że każda rodzinna impreza kończyła się moimi łzami w toalecie, ponieważ jakiemuś wujkowi przypomniało się, że istnieję, warto więc powiedzieć mi do słuchu.

Powód, dla którego mówiono do mnie te wszystkie „czułe słówka”? Nie chciałam mieć dzieci. Nie krzywdziłam nikogo, nie krytykowała tych, którzy posiadają gromadę rozkosznych bobasów, nie byłam wojującą feministką o prawa kobiet…nic z tych rzeczy. Gdzieś po cichutku, we własnym zaciszu domowym…Po prostu byłam szczęśliwa, taka jaka byłam. Jednak z czasem, po długim zmęczeniu i doznawanych ranach, osądzie, krytyce, świątecznych i urodzinowych życzeniach „obyś się zdecydowała”zaczęłam ukrywać prawdziwy powód, dla którego nie posiadam dzieci. Pozostawiałam temat niedomówionym. Myślałam sobie…”jeśli kogoś naprowadzę na tory, na których pomyśli, że nie mam dzieci, bo nie mogę, będzie lżej. Będą mnie żałować, ale nie skrytykują, nie pomyślą, ze jestem hybrydą kobiety – bo przecież prawdziwa kobieta jest wtedy, gdy w jej ciele, sercu, umyśle kłębią się pragnienia, by przytulać do własnej piersi słodkie dziecię.

Po latach zmagań z oczekiwaniami otoczenia zaczęłam sama w końcu myśleć o sobie „jestem gorsza, jestem wybrakowana, jestem zła, jestem niewystarczająca…”. Kolejne lata przyniosły postanowienie: już nigdy z nikim na ten temat nie porozmawiam. Założyłam kłódkę na te drzwi, nie mogąc przy okazji być w pełni tym kim byłam. Za drzwiami przecież kryła się tajemnica.

Gdy kilka lat temu zaczęłam moją współpracę z coachem, który miał przyjrzeć się moim emocjom w zupełnie innej dziedzinie i z zupełnie innych powodów, któregoś dnia usłyszałam: „czy masz jakieś tajemnice, o których chciałabyś pogadać?”. Na to pytanie odpowiedziałam wówczas niczym błyskawica „nie mam”. Początkowo nie było mowy o tym, bym spod dywanu wyciągnęła te sprawy.

Jednak po przemyśleniu, zajrzeniu w głąb siebie zdecydowałam: chcę o tym porozmawiać. Ujrzawszy światełko w tunelu pomyslałam sobie, że może szczera rozmowa przyniesie zmianę.

Następnego dnia, jednym tchem do słuchawki mówiłam mu: (po wcześniejszym wyjaśnieniu, że to jest dla mnie tak trudne i jeśli on mnie oceni, to lepiej żeby się rozłączył) „nigdy nie chciałam mieć dzieci”. Zapadła cisza. Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Po minucie milczenia, usłyszałam po drugiej stronie słuchawki: „posłuchaj, co napisałem na kartce po naszym pierwszym spotkaniu: „ ona nie chce mieć dzieci”. Zamarłam. Ale za chwilę usłyszałam, jak mówi do mnie: nie jesteś gorsza, nie jesteś zła, nie jesteś wybrakowana, nie jesteś niewystarczająca. Powiedział mi to wszystko, co już gdzieś słyszałam, z małym wyjątkiem, a było nim znaczące więcej niż tysiąc słów „NIE”.

Poczułam ulgę. Jakby ktoś zdjął z moich piersi szkarłatną literę. Od tamtego czasu, już nigdy nie pomyślałam o sobie, jak o kobiecie „z defektem”. Już nigdy.

Z nowym rokiem pomyślałam sobie… opowiem moją historię. Bo marzy mi się świat, w którym pozwalamy innym żyć po swojemu, nawet jeśli nie zgadzamy się z odmienną wizją rzeczywistości, rozumieniem świata…

Czyż nie różnorodność czyni to miejsce najlepszym z miejsc?

Czy gdybym miała własne dzieci, mogłabym pomóc w wychowaniu tym wszystkim zmęczonym i zapracowanym mamom? Czy ktokolwiek z krytykujących mnie pomyślał kiedyś o tym…

Bądźmy dla siebie dobrzy: w sprawach delikatnych – delikatni, w chwilach smutnych – wspierający, w sytuacjach różnicy zdań – dojrzali. Świat pomieści nas wszystkich. A Pan Bóg, jeśli ktoś wierzy, że On jest… On sobie poradzi z każdą innością tego świata.

Bo to są Jego sprawy.

I jeszcze… naprawdę, nie pytajmy ludzi o powody, dla których nie mają dzieci, jeśli nie mamy stuprocentowej pewności, że możemy. Za moją historią kryje się świadoma decyzja, wybór, ale za milionem innych kryją się dramaty niemożności posiadania rodziny według własnych marzeń, kryją się poronienia, martwe ciąże… to rany i traumy, których nie mamy prawa dotykać, póki ktoś nie nie zaprosi nas na głębokie wody tego, kim jest.

Zapraszam do sklepu online

Strona używa plików Cookies

Korzystając ze strony akceptujesz politykę prywatności i politykę plików cookies.