Wpadłam jak śliwka w kompot – Brytania jest piękna. Czuję się, jak pośród domków dla lalek. Różowe drzwi, niebieskie drzwi, czerwone, miętowe… Pan kierowca słynnego czerwonego autobusu specjalnie zatrzymał się na środku ulicy bo zauważył, że szurnięta turystka pragnie zrobić zdjęcie…odjeżdżając pomachał, uśmiechnął się – chce się żyć. Pani przy kasie w markecie wypytuje: „a po co wam tyle warzyw”?. Wymiana roślinnych przepisów poszła w ruch. Na osiedlu przechodnie mówią do mnie „Hi”, chociaż widzą mnie pierwszy raz. No i poza tymi prawdziwie brytyjskimi śniadaniami mogłabym być „full English”. Przyjemności. Bo przecież nie samą terapią człowiek żyje. Jednakże…
Czwarty dzień odżywiania zgodnego z zasadami Terapii Gersona przyniósł pierwsze rezultaty mojej współtowarzyszce
w boju. Skóra zaczęła reagować na te 7 szklanek soku dziennie (do tylu póki co doszła Betty) i w stu procentach roślinne pożywienie. Stała się nagle jędrna, nawilżona i… jak to spostrzegli obserwatorzy – gładka jak u brytyjskiej szlachcianki :). Chciałam nadmienić, że wcale nie czarujemy…Po prostu bardzo dużo jemy, bardzo dużo pijemy i to wszystko. Waga oczywiście również idzie w dół. Ale jak ja to mówię – to efekt uboczny zmiany stylu żywienia. Jednak celem nr jeden (choć nie lubię wcale o tych chorobach…) jest pozbycie się refluksu laryngologicznego, który mojej współtowarzyszce nie pozwala żyć normalnie, powodując niemiłosierny kaszel od rana do nocy, duszności, bóle w przełyku, ciągłe pokaszliwanie, chrypę. Pierwszy raz widziałam tak dantejskie sceny po przebudzeniu człowieka z refluksem laryngologicznym. Myślałam, że dojdzie do zaduszenia ofiary. Jednakże… po czwartym dniu objawy w dużej mierze stopniały. Kaszelek zachodzi tylko o poranku, chrypki nagle brak i nie piecze w przełyku. A to przecież dopiero czwarty dzień i jakby nie patrzeć Betty nie robi pełnego protokołu gersonowskiej terapii. A mimo wszystko to działa. Reszta domowników również korzysta i dostrzega pierwsze efekty.
Jestem przeszczęśliwa patrząc na to. I choć spędzam w kuchni baaaardzo dużo czasu ucząc nowych potraw, soków, i gerso-różności…to jednak satysfakcja jest prawdziwą nagrodą. Nic mnie bardziej nie cieszy niż oglądanie tego, jak promienieją buzie ludzi, którzy zdrowieją.
No dobrze. Ale jak zacząć? Albo jak przeżyć choć jeden dzień z tym gersonem, by nie paść z głodu, kiedy w lodówce tylko „trawa”?
O tym wszystkim w następnym wpisie.